Temat rzeka. Godzinami można by wymieniać, czym ludzie się martwią. A dlaczego tak jest? Bo brak im i tobie też pokoju Chrystusowego.
Niby chodzisz do Kościoła, przekazujesz ludziom znak pokoju, ale co z tego wynika? Jak to robisz? Naprawdę przekazujesz im ze szczerego serca pokój Chrystusowy, czy po prostu bezmyślnie kiwasz głową na boki?
Bo czy gdybyś napełniał/napełniała się pokojem, jaki daje nam Chrystus, to czy zamartwiałbyś/zamartwiałabyś się tak, jak teraz to robisz? O zdrowie, o jedzenie, o pieniądze? A o swoje zbawienie się troszczysz? Martwisz się tym, że możesz spędzić wieczność w piekle?
Czyż nie martwisz się o swoją przyszłość na ziemi, i nie ubezpieczasz się od wszystkiego co się tylko da?
A czy ubezpieczyłeś/ubezpieczyłaś się u Boga? A czy odnawiasz często to ubezpieczenie? 2 razy w roku przed świętami to zdecydowanie za mało.
Zatem, jak bardzo cenisz swoje życie po śmierci?
Ewelina Szot