Dla większości ludzi to jest takie normalne, żeby samemu chodzić. Po prostu idziesz sobie tam, gdzie chcesz. Wstajesz, kiedy chcesz, kładziesz się kiedy chcesz, idziesz do kuchni zrobić sobie kanapkę. Nudzi ci się w domu, więc idziesz na spacer, do restauracji, do kina, na basen. Jedziesz na wycieczkę – chodzisz po górach, pływasz w morzu.

A teraz wyobraź sobie, że sam/sama nie chodzisz. Zrobiłeś/zrobiłaś sobie herbatę, ale jak ją przewieźć z kuchni do pokoju? Przecież ona jest gorąca.

Inna sytuacja – przesiadłeś/przesiadłaś się z wózka na fotel. Siedzisz sobie wygodnie, a w drugim pokoju został twój sweter, a tobie jest zimno. Musisz przesiąść się z powrotem na wózek i jechać po sweter.

I normalna sprawa – ubranie spodni. To nie jest takie łatwe, kiedy jeździsz na wózku.

No i każde schody są problemem. Z drugą osobą to nie problem albo z poręczami po obu stronach, ale siedząc na wózku ciężko pokonać schody.

Ale kiedyś nie ruszałam ani rękami, ani nogami i jedyne, co robiłam, to leżałam tylko na łóżku, a teraz jeżdżę sama na wózku, a z pomocą drugiej osoby jestem w stanie przejść pewien dystans. Czyż to nie jest cud? Byłam o włos od wylądowania w hospicjum, ale dzięki Bogu piszę ten artykuł.

I dalej masz wątpliwości, czy Bóg istnieje? To wytłumacz w „racjonalny” sposób to, co się wydarzyło w moim życiu.

Jak to jest możliwe, że mówię, choć przez pewien czas nie mówiłam wcale?

Jak to jest możliwe, że widzę, choć mogłam stracić jedno oko?

Jak to jest możliwe, że słyszę, choć przez pewien czas słyszałam kiepsko i musiałam nosić aparaty słuchowe?

Odpowiedź jest jedna i nie ma innej – Bóg.

Ewelina Szot