Śmierć. Tak niewiele osób o niej myśli, a jeszcze mniej myśli o niej, jak o czymś pozytywnym, jak o bramie, przez którą każdy musi przejść, i która prowadzi do nowego, lepszego życia.
W zakonie salezjanów jest takie ćwiczenie, że każdy brat, przez jeden dzień każdego miesiąca musi żyć tak, jakby to był ostatni dzień jego życia. Rano więc idą do spowiedzi, do Komunii Świętej, godzą się z tymi, z którymi byli pokłóceni, załatwiają niedokończone sprawy, sprzątają w swoich pokojach i kładą się spać ze spokojem, bo wiedzą, że wszystko załatwili przed śmiercią.
Ja powiem szczerze każdy dzień przeżywam w taki sposób. Już 4 razy od śmierci dzielił mnie dosłownie krok, więc mam świadomość, że może wydarzyć się naprawdę wszystko.
Ale ja się śmierci nie boję. Jestem na nią przygotowana i wiem, że wtedy spotkam się z Jezusem.
Wiem, że niektórzy mogą obawiać się tej chwili, ale ja czekam na nią z niecierpliwością.
Tylko niech nikt nie myśli, że chcę umrzeć. NIE!
To Jezus decyduje, kiedy mnie wezwie do siebie, a na razie pracuję dla Niego na ziemi i ja nie mam zamiaru sama odchodzić z tej pracy. Będę pracować, aż Jezus powie, że już wystarczy.
Ewelina Szot