Bóg przez cały czas był głównym koordynatorem mojej rehabilitacji, ale teraz Jego obecność przy wszystkich moich ćwiczeniach jest tak bardzo odczuwalna, że aż brak mi słów.
Niektórzy myślą, że rehabilitacja jest nudnym powtarzaniem ćwiczeń, gdzie efektów od razu nie widać, tylko po jakimś czasie.
I tak faktycznie było, gdy ćwiczyłam dla siebie albo dla innych ludzi, ale odkąd ćwiczę dla Boga i wszystko robię dla Niego, wszystko stało się inne. Lepsze.
Zaczęło się całkiem niepozornie – jakiś czas temu przeglądałam Facebooka i w oczy rzuciła mi się reklama książki pt. „Trening ducha i ciała” autorstwa ks. Dominika Chmielewskiego i Aleksandra Bety. W książce był 40-dniowy plan ćwiczeń z poszczególnymi ćwiczeniami (przy każdym ćwiczeniu znajduje się jego opis wraz ze zdjęciami, co bardzo ułatwia ich wykonywanie).
Ćwiczyłam już z wieloma rehabilitantami (było ich około 30), ale ćwiczenia pod Bożym kierownictwem są zdecydowanie najlepsze.
A kościelna ławka i klęczenie w niej okazała się idealnym miejscem do rozciągania stóp.
Ćwiczenia fizyczne nie są jedyną czynnością, którą wykonuję codziennie. Jedną z nich są ćwiczenia logopedyczne, czyli ćwiczenia mowy. Przez pewien czas nie mówiłam wcale, później bardzo niewyraźnie, więc potrzebna mi była pomoc logopedy.
Spędziłam lata na pracy z logopedą, to była także przede wszystkim moja samodzielna praca w domu. Miałam mnóstwo ćwiczeń logopedycznych i pewnie jeździłabym nadal na zajęcia z logopedą, gdyby nie covid. Wtedy za radą z Internetu postanowiłam, że będę śpiewać, bo to dobre ćwiczenie. Ale co tu śpiewać? I wtedy mój Anioł Stróż podsunął mi myśl – psalmy. Z czasem zaczęłam śpiewać litania – w maju Loretańską, w czerwcu do Serca Pana Jezusa, w lipcu do Najdroższej Krwi Pana Jezusa.
Kolejne ćwiczenia to ćwiczenia precyzji. Spędziłam lata na układaniu wież z klocków, przekładania makaronów, aż zaczęłam robić trudniejsze rzeczy, jak wyszywanie haftem krzyżykowym, układanie puzzli, aż wreszcie zaczęłam pisać swojego bloga, założyliśmy z mężem stronę internetową, na którą pisałam artykuły, z których to powstała moja książka.
Artykuły piszę w dalszym ciągu i dostaję coraz to nowsze zadania od Boga. Moim czasem, jak i całym życiem zarządza Pan Jezus, więc mi go nie brakuje. Mam czas na wszystko – i na pracę, i na odpoczynek.
Istotną kwestią jest też nauka pisania. I znowu, początkowo pisałam litery, pisałam różne słowa, przepisywałam książki, aż w końcu stwierdziłam, że będę pisać wiadomości do Pana Jezusa.
I tak piszę do Niego już jakiś czas, a On mi w przeróżny sposób odpowiada.
Bóg mi we wszystkim pomaga, ale moja relacja z Nim nie może się opierać tylko na tym, że ja się modlę, a wszystko dostaję z góry. Owszem dostaję bardzo dużo łask, ale to nie oznacza, że ja nic nie muszę robić, i że wszystko układa się po mojej myśli. Ja przestałam planować i prosić, żeby było tak, a nie inaczej.
Ja się modlę, żeby było tak, jak chce tego Bóg, zatem akceptuję wszystko, co się dzieje, bo taki jest Boży plan.
Nie mam zamiaru martwić się tym, co nie jest ode mnie zależne, a to co mogę zmienić, próbuję zmienić, ale z pełnym zaufaniem Bogu.
Ewelina Szot