Zapewne rodzice cię ochrzcili, posłali do I Komunii Świętej i co się stało potem z twoją wiarą?

Czy nie było tak, że do pewnego wieku niby żyłeś/żyłaś z Jezusem, a potem poszliście na pielgrzymkę do Jerozolimy i tam Go zgubiłeś/zgubiłaś? Tak, jak Maryja i Józef (Łk 2, 41-50)? Tylko Oni od razu wrócili do Jerozolimy, gdy spostrzegli, że Go nie ma, szukali i znaleźli. A ty?

Zorientowałeś się, że zgubiłeś Jezusa? Szukasz Go w ogóle? A może zauważyłeś, że Go nie ma, ale szukasz Go w zupełnie złym miejscu?

Bo może zamiast iść do kościoła, ty wolisz sobie jechać na wycieczkę, iść na zakupy albo wybrać się do restauracji? I potem dziwisz się, że tam Go nie ma.

Spróbuj wejść z Jezusem w indywidualną relację. Bądź z Nim sam na sam w ciszy. Nie w hałasie. Tylko ty i On. Niektórzy oparli swoją relację z Nim tylko na uczestniczeniu w koncertach uwielbienia, śpiewaniu, tańczeniu. To jest wszystko dobre i piękne, i być może doświadczysz Jego działania, ale może warto spróbować innej formy?

Mówię to z własnego doświadczenia. Ja żyję ze świadomością, że On jest przy mnie bez przerwy. Uwielbiam spotkania z Nim w Kaplicy Wieczystej Adoracji, gdzie staram się po prostu w Niego wpatrywać, nie mówiąc nic.

A kiedy nie mogę pojechać do Kaplicy Wieczystej Adoracji, włączam na You Tube transmisję z kaplicy w Niepokalanowie i adoruję Pana Jezusa prze Internet.

Wszystko zależy od tego, czy ty Go szukasz, ale tak by znaleźć. Bo można czegoś szukać w miejscu, gdzie tego na pewno nie ma, a później się dziwić, że się tego tam nie znalazło. Czy szamponu do włosów szukasz w kuchni? A czy pieprzu szukasz w łazience? Może ktoś tam trzyma pieprz, ale przeważnie trzymamy go w kuchni, więc tam go znajdziemy.

Podobnie jest z szukaniem Boga. Marne szanse, że Go znajdziemy na dyskotece, na łące, czy na plaży.

Dlaczego nie zaczniemy Go szukać najpierw w kościele, skoro tam jest Jego dom?

Czy jak chcesz odwiedzić przyjaciela, który mieszka w górach, jedziesz nad morze?

Podobnie rzecz ma się z chorobami, bólami, problemami. Niektórzy zamiast przyjść z tym od razu do Boga, to najpierw chodzą po wróżkach, bioenergoterapeutach, po jasnowidzach itp.

Po co i dlaczego?

Ja jestem żywym dowodem na to, że to Bóg leczy. Wiecie dzięki Komu zostałam uzdrowiona? DZIĘKI MATCE BOŻEJ.

Mąż przywiózł z Terespola cudowny olejek, który wypływał z obrazu Maryi. Natarł moje czoło, a ja po kilku dniach odzyskałam przytomność - wcześniej byłam nieprzytomna i leżałam na OIOMie kilka miesięcy, a lekarze radzili mnie do hospicjum oddać, bo to było niemożliwe żebym wyzdrowiała po tak długim czasie.

To właśnie pisze osoba, która miała nie wyzdrowieć.

„Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.

 

Ewelina Szot