Człowiek zupełnie inaczej patrzy na życie, gdy stanie na progu śmierci. Ja na tym progu stawałam 4 razy, raz to już nawet jedną nogą go przekroczyłam. Na szczęście Pan Bóg mnie cofnął.

3 razy niebezpieczeństwo śmierci było spowodowane wylewami, natomiast raz zatkała się zastawka w mojej głowie, a w brzuchu porobiły mi się zrosty. Bo muszę powiedzieć, że od pierwszego wylewu mam w głowie zastawkę, która odprowadza płyn mózgowo rdzeniowy do otrzewnej. Z zastawką żyje się normalnie, jedyne co trzeba robić, to pić ok. 2,5 l płynów dziennie. Muszę więc sumować wszystkie płyny wypite przeze mnie w ciągu dnia, ale ogólnie mam już opracowany schemat.

Chciałbym też zobrazować wam, jak wygląda wylew. Otóż wyobraźcie sobie śliwkę, a teraz tę śliwkę umieśćcie w głowie, następnie ta śliwka wypełniona krwią pęka. Krew rozlewa się po mózgu, a działa ona na mózg, jak kwas.

No to mi 3 razy taka śliwka pękła w głowie.

Widzicie teraz, jakim cudem jest to, że jestem w takim stanie zwłaszcza intelektualnym. Nic nie pamiętam z czasu kiedy byłam nieprzytomna, ale mam wrażenie, że Pan Jezus oczyścił mój mózg i poukładał w nim wszystko tak, jak być powinno. Musiał stamtąd wyrzucić mój egoizm. Być może ta krew, która rozlała się po moim mózgu była takim środkiem oczyszczającym.

Jasne, że straciłam wiele, ale jeszcze więcej zyskałam. Konsekwencje mojej choroby były trudne i liczne, i początkowo tak bardzo skupiałam się na odbudowaniu utraconej sprawności, że zapomniałam o pomocy Pana Boga. Niestety tak było.

Ale Pan Bóg przypomniał mi o sobie. Dotknął mojej głowy poprzez ręce kapłana. Uzdrowił mnie duchowo, choć ja w tamtej chwili nie miałam o tym pojęcia i jeszcze dużo czasu minęło zanim zdałam sobie z tego sprawę. Fizyczne następstwa choroby pozostały, ale duchowo byłam całkowicie zdrowa.

Tak właściwie, to ja się z tego bardzo cieszę, bo to jest ogromny znak dla ludzi. Inni patrzą na mnie, widzą z czym się muszę mierzyć każdego dnia, a mimo to jestem szczęśliwa i nie przeklinam swojego losu.

Doceniam każdy dzień i staram się (o ile nie zapomnę) dziękować Bogu za każdą rzecz, którą udało mi się zrobić. Może dla większości ludzi to jest nic, żeby rozłożyć łóżko, ale spróbuj to zrobić, gdy jeździsz na wózku i nie chodzisz samodzielnie.

Albo wyciągnąć dywan spod stołu, na którym on stoi.

Albo przewieźć wrzącą herbatę z pokoju do pokoju, ale na wózku.

Spróbuj iść w okularach w deszczu albo po oblodzonym chodniku, gdy masz trudności z chodzeniem.

A czy dziękowałeś/ dziękowałaś kiedyś Bogu za to, że możesz skorzystać z toalety? Że możesz się samodzielnie umyć, uczesać, zjeść? Że nikt cię nie musi karmić?

Większość nawet nie zdaje sobie sprawy, jak ważne są te z pozoru małe rzeczy. Tak często nikt ich nie zauważa, ale stają się one niezmiernie ważne, gdy je tracisz.

Zazwyczaj, ludzie uważają je za oczywistość. To takie normalne, że są częścią życia ludzkiego.

Ktoś nachlapał na podłogę w łazience… „No to co? To nie problem” – myśli większość ludzi, ale jak na mokrej podłodze ma stanąć wózek i osoba na nim siedząca ma się z niego przesiąść na sedes?

Tu się każdemu powinna włączyć empatia – zrozumienie drugiej osoby, wczucie się w jej sytuację.

Czy myślisz o innych osobach? Czy modlisz się za nich? Czy prosisz Boga, by twoi znajomi, którzy żyją w związku partnerskim, czyli w tzw. konkubinacie, nawrócili się i przestali grzeszyć? Uświadamiasz ich, że sami skazują się na potępienie, bo żyją, jak małżeństwo, a małżeństwem nie są?

Powtórnie zawarte małżeństwo, gdy ktoś się wcześniej rozwiódł jest grzechem zarówno dla rozwodnika, jak i dla osoby, która się z rozwodnikiem pobrała.

To znany fakt, ale w dobie plagi rozwodów, warto o tym przypomnieć.

Jednak Bóg zawsze zostawia furtkę, przez którą można do Niego wrócić. Tą furtką są tzw. białe małżeństwa. Co to jest? Otóż możecie mieszkać razem, zwłaszcza, gdy macie razem dzieci, ale żyjecie jak brat i siostra. To może wydawać się trudne, ale jest to możliwe.

Pamiętaj, że twoje życie może zakończyć się każdej chwili. Ureguluj zatem swoje sprawy na ziemi.

Ewelina Szot