Anegdota:
Pewien mężczyzna jest świadkiem na ślubie swojego kolegi. Jest spóźniony na ślub, a nie może znaleźć miejsca parkingowego, więc modli się do Boga, mimo że nie jest zbytnio wierzący:
-Panie Boże, jak pojawi się miejsce parkingowe, to będę chodził, co niedzielę do kościoła, zacznę się modlić i będę miły dla wszystkich ludzi.
Nagle miejsce parkingowe się zwalnia, na co facet mówi:
-Już nie trzeba Panie Boże, znalazłem.
Czy my czasami też tak nie robimy? Obiecujemy Panu Bogu złote góry, gdy jesteśmy w potrzebie, po czym, gdy jest dobrze, stwierdzamy, że to już nieaktualne?
A czy czasem nie traktujemy Pana Boga, jak partnera do negocjacji?
Staramy się przekonać Go obiecując, że zrobimy to i to, jak On da nam coś w zamian.
A On nie chce, żebyśmy robili z Nim interesy.
On chce, żeby każdy z nas przychodził do Niego z miłością.
Bóg nas kocha i chce byśmy Go też kochali.
Kochaj bezinteresownie i nie licz na zyski z tego tytułu.
Ewelina Szot