Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam:
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
J 12, 24
Moja droga do Boga
Moja droga do Boga była długa. On wyszedł mi na spotkanie, a teraz prowadzi mnie do swego domu. Idę za Nim i nie wyobrażam sobie życia bez Niego. Ale nie podążam za Nim sama. Po drodze przyłączają się do nas różne osoby. Czy przyłączysz się i ty?
Na drogę prowadzącą do Boga weszłam 17 lipca 2010 r. wraz z pierwszym wylewem. Potem – 23 sierpnia miał miejsce drugi wylew, a 8.01.2015 r. trzeci, kończący moją chorobę.
25.03.2015 r. doszło do mojego wewnętrznego uzdrowienia – uczestniczyłam we Mszy Świętej o uzdrowienie, podczas której podszedł do mnie kapłan, który nałożył mi na głowę ręce.
Nie wszyscy kapłani zdają sobie sprawę z tego, jak wielka moc przepływa przez ich dłonie. Gdyby mieli taką świadomość, błogosławiliby ludzi z nałożeniem rąk bardzo często.
Ale nie tylko kapłani powinni o tym pamiętać. Mąż powinien błogosławić żonę, żona męża, rodzice swoje dzieci, a dzieci rodziców. Słyszałam z wiarygodnego źródła historię, gdzie kobieta chora na raka wyzdrowiała, bo błogosławił ją mąż i dzieci, nakładając na nią ręce.
My z mężem w taki sposób błogosławimy się przed każdym jego wyjściem z domu. Polecam wam też wspólną modlitwę ze współmałżonkiem, w tym wspólne czytanie Pisma Świętego. Zupełnie inaczej będą wyglądać relacje między wami, gdy obecny w waszym związku będzie Bóg.
Mój prawdziwy powrót do wiary, nie trwał jedną chwilę. To była wieloletnia praca, do której zaprosił mnie sam Bóg.
To była praca nad moją fizycznością, która trwa do dziś, ale teraz już w mniejszym stopniu, bo większy nacisk kładę na rozwój duchowy. Pan Jezus przecież powiedział „Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane”. (Mt 6, 33)
To, co robię dziś, robię dla Niego. Ćwiczę każdego dnia dla Niego. Nie leżę już tak po prostu na brzuchu, żeby mnie plecy nie bolały, ja leżę krzyżem przed Bogiem i przepraszam Go za grzechy swoje i innych ludzi. Dodatkowo nie ćwiczę już logopedycznie, ja czytam Pismo Święte na głos. Ćwiczę pismo pisząc krótkie wiadomości do Pana Jezusa. Ćwiczenia na precyzję zamieniłam na wyszywanie haftem krzyżykowym. Wyszyłam między innymi Pana Jezusa, oprawiłam Go w ramkę i powiesiłam na wysokości mojego wzroku, w pokoju, gdzie piję kawę, naprzeciwko miejsca, gdzie ja siedzę. Ustawiłam tam kwiaty, żeby Mu było miło. Teraz dosłownie piję z Nim kawę. W pokoju jest też obraz z Maryją, więc Ona też pije z nami kawę. No, a przy mnie jest zawsze mój Anioł Stróż, więc On też tam jest. Tak wygląda moja kawa z niebem.
Początkowo chciałam wrócić do poprzedniego stanu - zmówiłam 3 razy nowennę pompejańską, ale moje uzdrowienie było zupełnie inne od tego, jakiego oczekiwałam. Było o wiele lepsze, bo Bóg wie lepiej, co będzie dobre dla człowieka – to było uzdrowienie wewnętrzne.
Pewnego dnia dostałam od zupełnie obcej dziewczyny, która wybiegła za mną z kościoła kupon lotto z nazwą modlitwy – tajemnica szczęścia. Jest to 15 modlitw plus Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo do odmawiania każdego dnia przez rok.
Modlitwa jest wymagająca, ale do rozpoczęcia jej zmotywował mnie mój mąż, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez niej. Tylko ją skończę, zaczynam ponownie. I robię to rano, kiedy jem śniadanie, tak więc zaczynam dzień z Panem Jezusem, co daje mi ogromną siłę na resztę dnia.
Początek drogi do Boga był dość spokojny. Co jakiś czas jeździłam do logopedki. Obok drogi, którą musieliśmy przebyć była łąka, a na niej stał wielki bilbord z napisem – „Biblia. Weź i czytaj.” Musiałam go minąć kilkakrotnie, żeby zrozumieć, że ta wiadomość jest do mnie. Zaczęłam czytać sama, potem wysyłałam smsy do męża z cytatami z Pisma Świętego, potem udostępniałam cytaty z Pisma Świętego na Facebooku, aż wreszcie dotarło do mnie, że może nie wszyscy rozumieją o, co w nich naprawdę chodzi, więc zaczęłam je komentować. Pierwszy cytat opublikowałam 11 stycznia 2018 r. i od wtedy wrzucam je na Facebooka każdego dnia.
Później zaczęłam przepisywać cytaty z różnych książek chrześcijańskich, czytam ich przecież ogromne ilości. Są bardzo ciekawe i pozwalają mi pogłębiać moją wiedzę o Bogu. Zdaję sobie sprawę z tego, że wiedza o Nim jest nieskończona, a im więcej czytam, rozumiem jak mało wiem. Oczywiście zaczynałam od prostych książek, bo byłam jeszcze duchowym niemowlakiem. Z czasem jednak przechodziłam do coraz trudniejszych. Kiedy zaczynałam jakąś książkę, po paru stronach przekonywałam się, czy ona już jest dla mnie. Czasem musiałam daną książkę odłożyć, bo była dla mnie zbyt trudna. Ale, gdy przeczytałam kilka innych, stwierdzałam, że jestem już gotowa intelektualnie, by do niej wrócić.
Moje pogłębianie wiedzy o Bogu zaczęłam od przeczytania Dzienniczka św. Siostry Faustyny. Potem czytałam książki ojca Adama Szustaka OP, a w międzyczasie oglądałam na YouTube filmiki z nim. Potem dołączyłam filmiki Marcina Zielińskiego, ks. Dominika Chmielewskiego, ks. Piotra Pawlukiewicza i inne. W międzyczasie czytałam wiele książek np. autorstwa wyżej wymienionych ludzi, ks. Marka Dziewieckiego, czy ks. Michała Olszewskiego, który jest egzorcystą i opisywał w swoich książkach, jak zachowuje się człowiek opętany przez Szatana i jak wyglądają egzorcyzmy, bo opętanie przez złego ducha nie jest bajką. Szatan istnieje naprawdę i silnie oddziałuje na ludzi. Otwierając się na niby dziecinne zabawy typu: wywoływanie duchów, chodzenie do wróżki, wróżenie, uprawianie jogi, czytanie Harrego Pottera, człowiek otwiera się na działanie złych duchów w swoim życiu. A one nie są subtelne. Ładują się z brudnymi butami w życie człowieka.
Książki, które czytałam pozwoliły mi zrozumieć (przynajmniej po) części Pismo Święte. W czasie trwania pandemii i jednego z lockdownów, mąż zaproponował żebyśmy założyli stronę internetową o charakterze chrześcijańskim. Po konsultacji z naszym księdzem wikarym w 2020 r. założyliśmy stronę – www.ziarnko-gorczycy.pl, na którą zaczęłam pisać artykuły. W sumie napisałam ich ok. 250 i przyszła mi myśl do głowy, że może by je wydać w formie książki.
Wydrukowaliśmy je z mężem i przekazaliśmy naszemu księdzu wikaremu. On przekazał to księdzu proboszczowi, który sprawdził to pod względem merytorycznym i stwierdził, że treść jest w porządku i nie widzi żadnych przeciwskazań, by to wydrukować.
Z moich artykułów napisanych pod natchnieniem Ducha Świętego (bo jestem przekonana w 100%, że sama bym tego nie wymyśliła), powstała książka pt. Ziarnko gorczycy. Stwierdziłam, że będę ją rozdawać, nie sprzedawać. 200 egzemplarzy przekazałam mojej parafii, a 200 egzemplarzy wzięliśmy z mężem. O pieniądze na wydrukowanie jej nie martwiliśmy się, bo wiedzieliśmy, że o to zadba Pan Bóg. A ten, kto ufa Panu Bogu i stawia Go na pierwszym miejscu w swoim życiu nie zawiedzie się.
Książka cieszy się dość dużym zainteresowaniem, bo została napisana przez osobę, która nie powinna istnieć we współczesnym świecie – niepełnosprawną dziewczynę po trzech wylewach, która jest bardzo szczęśliwa pomimo swojej niepełnosprawności i żyje na 100%, bo wie, że jest z nią Bóg.
Ale to, że ta książka powstała pokazuje, jak wielki jest Bóg. Wybrał sobie, tak niepozorną istotę, jak ja, by objawić światu swoją moc i potęgę.
Ale czuję, że cała moja historia ma związek z Matką Bożą.
Wszystko zaczęło się, gdy leżałam w szpitalu, gdzie przez kilka miesięcy nie dawałam znaku życia, byłam nieprzytomna, a lekarze sugerowali mojej rodzinie, by oddali mnie do hospicjum. Wtedy mój mąż, a ówczesny narzeczony – Paweł, pojechał do Terespola, gdzie z obrazu Matki Bożej wyciekał cudowny olejek.
W sobotę wieczorem Paweł natarł tym olejkiem moją głowę, a w poniedziałek stał się cud – ja, nieruchoma i nieprzytomna od kilku miesięcy, nagle ruszyłam nogą. Za jakiś czas odzyskałam przytomność.
Warto też wspomnieć o księdzu z Kraczkowej, który był u mnie w szpitalu trzykrotnie ze stułą św. Jana Pawła II i udzielał mi sakramentu chorych. A moja mama dowiedziała się o nim od zupełnie obcej kobiety ze szpitala. Powiedziała, że przyśnił się jej Jan Paweł II i kazał powiedzieć jej o tym księdzu.
Moja przygoda ze szpitalami zakończyła się w lipcu 2015 roku, kontrolą w Lublinie, gdzie przeszłam wcześniej zabieg embolizacji. Przez kilka lat jeździłam do klinki rehabilitacji w Tajęcinie, aż w 2017 r. zaczęłam Tajemnicę Szczęścia i moje postrzeganie świata się zmieniło.
W 2018 r. pojechaliśmy z Pawłem do Łagiewnik. Tam kupiłam „Dzienniczek św. Siostry Faustyny”, który zmienił niesamowicie dużo w moim życiu. Przeczytałam go 3 razy, a za każdym razem przemawiał do mnie w inny sposób. Dzięki niemu uświadomiłam sobie, jak bardzo kocham Pana Jezusa i jak ważny jest On w moim życiu.
I w tej sprawie brała udział Matka Boża. Ktoś zapyta jak, przecież to Pan Jezus objawiał się św. Siostrze Faustynie. Tylko, że patronką zakonu, do którego należała św. Siostra Faustyna jest Matka Boża Miłosierdzia, która wspomnienie obchodzi 5 sierpnia, a to jest… dzień moich urodzin.
Rok później ponownie odwiedziliśmy Łagiewniki, ale tym razem nie jechałam na wózku, jak rok wcześniej, ale szłam na własnych nogach z pomocą męża.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo Matka Boża działała w moim życiu. Ktoś powiedział, że Ona jest przeźroczysta, bo to Jezusa przez nią widać i to jest prawda.
Wydawało mi się, że to On mnie do Niej przyprowadził, a to Ona od samego początku mnie do Niego prowadziła, tylko robiła to bardzo subtelnie i ja tego nie zauważyłam.
Ale nadszedł czas, żeby Ona stała się wyraźna w moim życiu. Odprawiliśmy z mężem 33-dniowe rekolekcje, a na koniec zawierzyliśmy się Niepokalanemu Sercu Maryi – akt zawierzenia z naszymi podpisami, podpisał ksiądz.
Nosimy także szkaplerze, czyli medaliki z wizerunkiem Matki Bożej z jednej strony i Jezusa z drugiej, nałożone przez księdza.
W 2021 roku wracaliśmy z mężem z jakiejś wycieczki. Mąż chciał wracać tą samą drogą, którą przyjechaliśmy. Koło pewnego kościoła było rondo i tam wpadła mi do głowy myśl, żebyśmy wrócili inną drogą. Nawigacja zaprowadziła nas na drogę, która przechodziła przez miejscowość zwaną Jamna. Przejeżdżaliśmy przez piękny zakątek, gdzie znajdował się Ogród Różańcowy Ojca Pio. Stwierdziliśmy, że tu przyjedziemy, i tak było.
Za jakiś czas wróciliśmy tam. Było pięknie. Po powrocie mąż pokazał mi książkę, która stała u nas na półce od dawna, a jej nie przeczytałam. W 2014 r. na pikniku charytatywnym, gdzie zbieraliśmy pieniądze na moją rehabilitację, od kogoś ją dostałam, a jej tytuł to „Matka Niezawodnej Nadziei” autorstwa Jana Góry OP. A jest ona o…Jamnej.
Niedługo po tym byliśmy w kościele Franciszkanów w Jaśle. Podszedł do mnie zupełnie obcy pan i wręczył mi obrazek z fragmentem habitu Ojca Pio. Wcześniej od pewnej kobiety dostałam obrazek z Panem Jezusem, a mój mąż dostał obrazek ze św. Charbelem.
Kolejna ciekawa rzecz – sprawa mojego Anioła Stróża. Wcześniej o nim nie pamiętałam, ale na początku zeszłego roku kupiłam książkę pt. „365 dni z moim Aniołem Stróżem”. Każdy dzień roku zawiera wiadomość od Anioła Stróża. Zaczęliśmy ją czytać wspólnie z mężem i za jakiś czas mąż wylądował w szpitalu na kilka dni – przeszedł operację wycięcia wyrostka robaczkowego.
Większość ludzi zapewne zaczęłaby panikować w takiej sytuacji. A ja miałam niesamowity pokój w sercu, bo wiedziałam, że Bóg się wszystkim zajmie, dlatego zaczęłam Go uwielbiać i dziękować Mu za tę sytuację.
Przypomniałam sobie o moim Aniele Stróżu, którego prosiłam o pomoc w każdej sprawie, a On mi pomagał.
Pan Bóg nie pozostawił mnie bez ludzkiej pomocy, bo mieszkamy z moimi rodzicami, w związku z czym zawsze mogłam poprosić o pomoc, jednak chwilowa nieobecność męża nauczyła mnie samodzielności i współpracy z moim Aniołem Stróżem.
Kiedy po tygodniu do domu wrócił mój mąż, nie mógł dźwigać, zatem chodzenie ze mną odpadało. Kiedy chodziłam pod kontrolą mojej mamy, trzymając się barierek tarasu, wpadł mu do głowy pewien pomysł (niewykluczone, że podsunięty mu przez jego Anioła Stróża), żeby zbudować dla mnie chodnik, który byłby wyłożony kostką, a wzdłuż niego byłyby poręcze, żebym mogła chodzić sama.
Po jakimś czasie, kiedy Paweł już wrócił do formy, wcielił swój plan w życie.
Ja zaś dostawałam coraz więcej zleceń od Boga, które są dla mnie prawdziwą przyjemnością. Prowadzę forum, gdzie wrzucam Ewangelię na każdy dzień wraz z moim komentarzem, piszę nowe artykuły na naszą stronę, niedzielną Ewangelię komentuję na stronę internetową naszej parafii. Dodatkowo przepisuję ciekawe cytaty z książek, które czytam.
Ponieważ pracy mi przybywało, postanowiłam oddać zarządzanie moim czasem Panu Jezusowi. Teraz mam czas na wszystko: i na „pracę” i na odpoczynek.
Dostałam też od Boga coś, co miało ułatwić mi pracę – mój mąż wpadł na pomysł, aby kupić mi krzesło obrotowe na kółkach, specjalnie wyprofilowane, mające zapobiec garbieniu się, a dużo wygodniejsze od wózka oraz mechanizm służący do regulowania wysokości stołu, na którym stoi laptop. Dostałam zatem za pośrednictwem mojego męża prezent od Boga.
Moje oko też było darem od Boga. Mogłam je stracić z powodu silnego bólu, wynikającego z owrzodzenia rogówki. Pewna okulistka stwierdziła nawet, że trzeba je zaszyć, ale wtedy dostaliśmy kontakt do innej okulistki. Leczenie oka trwało kilka lat i wiązało się z comiesięcznymi wizytami, ale oko prawie wyzdrowiało.
We wszystkich rzeczach, które mnie spotykają, dostrzegam rękę Boga – i w złych, i w dobrych, a za każdą jestem Mu ogromnie wdzięczna.
Przykładowo w moje ostatnie urodziny pojechaliśmy do kościoła na Mszę Świętą zamówioną w mojej intencji, a wokół kościoła krążyły bociany. Niektóre usiadły na dachu i przesiedziały tam całą Mszę Świętą, a było ich wszystkich 11, jak liczba lat od mojego pierwszego wylewu. Nie wykluczam, że to były anioły pod postacią bocianów.
Tak wygląda moja droga do Boga. Jeśli chcesz, możesz posłużyć się pewnymi rzeczami.
Nie wiesz od czego zacząć? Po prostu zacznij czytać Pismo Święte, ale nie zaczynaj od Starego Testamentu. Zacznij od Nowego Testamentu, a najlepiej od przypowieści Pana Jezusa. Nie rozumiesz ich? Szukaj interpretacji np. w Internecie. Zastanów się, jak dana przypowieść odnosi się do twojego życia.
Kiedy przeczytasz Nowy Testament, zabierz się za Stary Testament. Zobaczysz wtedy, jak wiele rzeczy jest z sobą powiązanych, jak niektóre rzeczy z Nowego Testamentu wynikają ze Starego Testamentu.
Druga ważna rzecz na początku drogi do Boga, to modlitwa. Możesz korzystać z modlitw już istniejących. Bardzo ważny jest Różaniec (to bat na Szatana) i Koronka do Miłosierdzia Bożego. Ale kiedy będziesz już na to gotowy, możesz zacząć mówić do Boga swoimi słowami. Możesz rozmawiać z Bogiem, jak z najlepszym przyjacielem.
I proponuję ci pytać Go o zdanie. On jest najlepszym doradcą. Ja pytam Go zawsze, gdy mam jakiś problem. Modlę się do Jezusa, a On mi odpowiada. Oczywiście nie bezpośrednio, ale nagle w mojej głowie pojawia się rozwiązanie problemu.
Jeszcze jedna rzecz – módl się za innych. Tylko nie o to czego ludzie chcą, a o to czego chce Bóg. W modlitwie Ojcze nasz mówimy: „Bądź wola Twoja”, zatem nie moja. Po prostu powiedz: Panie Jezu, zrób tak, jak ty chcesz. Możesz skorzystać z modlitwy o. Dolindo: Jezu, Ty się tym zajmij.
A czy myślałeś o tym, aby w kościele, podczas modlitwy Ojcze nasz unieść ręce w górę? Nie musi być wysoko, ale w ten sposób pokazujesz swoją gotowość na przyjęcie łask od Boga. A może bardziej przejmujesz się opinią ludzi? „Bo co sobie inni pomyślą?” To jaka jest twoja wiara?
Żyj tak, aby całe twoje życie było modlitwą. Miej świadomość, że Bóg jest zawsze przy tobie i niech ci przypomina o tym każdy twój oddech.
Ewelina Szot