Popatrzcie sobie na moje życie. Tak po ludzku to dramat i tragedia – dziewczyna niepełnosprawna w stopniu znacznym; niezdolna do samodzielnej egzystencji.
Zatem większości ludzi nie mieści się w głowie, że jestem bardzo szczęśliwa i spełniam się każdego dnia.
Jak to możliwe? Zapytacie.
Odpowiedź jest krótka. Pan Bóg.
On dał mi niesamowitą możliwość, bym zmieniła swoje życie – najpierw jeden wylew, potem drugi, potem 3 miesiące w szpitalu w 2012 r., gdzie przeszłam 2 operacje i trzeci wylew, który zakończył moją chorobę, ale nie usunął jej konsekwencji.
Jednak pomimo tych wszystkich przejść i ich konsekwencji, z którymi zmagam się do dzisiaj, jestem bardzo szczęśliwa i wdzięczna Bogu za to, co się wydarzyło.
Każdego dnia Bóg mnie zaskakuje tym, co od Niego dostaje i jestem Mu ogromnie wdzięczna, bo to, co się wydarzyło, było czymś najlepszym w moim życiu, ponieważ dzięki temu spotkałam Jego.
Wcześniej widziałam Go trochę przez godzinę w niedziele, w kościele, a teraz On jest obok mnie cały czas. Wcześniej też był, tylko ja nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Tak wiele od Niego dostaję, że nie jestem tego w stanie tego wymienić, ale najlepszym darem od Boga jest mój mąż. To mój ziemski anioł stróż.
Do artykułu dodaję moje zdjęcie ze szpitala, z 2011 r. Myślicie, że jest mi smutno, jak na nie patrzę? Nie! Ja jestem dumna z tego, jak było, a jak jest. I choć było ciężko i trudno, to Bóg mi pomagał i nadal pomaga.
Ewelina Szot